Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z pejzażu polskich miast i miasteczek znikają małe księgarnie. W cyfrowym świecie są misjonarzami słowa

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
„Na Zapleczu” ruszyło 1 września 1992 roku.
„Na Zapleczu” ruszyło 1 września 1992 roku. Krzysztof Strauchmann
Księgarnia „Na Zapleczu” w Prudniku świętować będzie 30 lat istnienia. Dotrwała jubileuszu jako jedna z niewielu w regionie. Księgarnie masowo zamykają się.

Księgarz z Prudnika

Krystian Tyrała założył księgarnię „Na Zapleczu” w Prudniku tuż przed czterdziestką. 1 września będzie obchodził 30 lat działalności księgarskiej. Na środku swojej księgarni siedzi na drewnianym zydelku wśród książek, bo swój księgarski fotel oddał mnie. I spokojnie wygłasza ważne oświadczenie:

Każdemu życzę, by w życiu robił to, co lubi i lubił to, co robi. To najlepsze, co się może zdarzyć, choć w efekcie życie zawodowe i prywatne zaczynają się ze sobą splatać. Dla mnie to jest wartość, ale być może ktoś myśli inaczej. Czuję się człowiekiem spełnionym i nadal spełnianym każdego dnia. Cieszę się, że udało mi się tak ułożyć życie.

Choć jest już dawno na emeryturze, każdego dnia o 9 rano, nawet w soboty, schodzi z mieszkania na piętrze kamienicy przy ul. Piastowskiej w Prudniku do księgarni. Na zapleczu głównej ulicy, wejście przez tunelowy przejazd. Zaułek w podwórzu pełen dzikiego wina, kwiatów i wystawionych na regał książek. Nikt ich stąd nie kradnie.

Póki będę mógł się wdrapywać na drabinę, to będę prowadził księgarnię. Póki mi zdrowie pozwoli, będzie istniała. Mam nadzieję, że potrwa to jak najdłużej, bo boję się czy po mnie ktokolwiek odważy się prowadzić tu księgarnię. Ja to traktuję jako misję. Ta praca mnie nie męczy. W niedzielę większość z nas ubolewa, że za chwilę wraca do pracy, a ja kocham spędzać tutaj czas. To mi daje impuls.

Księgarnia

Na parterze kamienicy przy Piastowskiej 33 w Prudniku przed wojną była drogeria. Teściowa Krystiana Tyrały przyjechała tu po wojnie i przejęła sklep drogeryjny. W 1982 roku z powodów zdrowotnych nie była już w stanie samodzielnie prowadzić sklepu i zięć przejął po niej działalność. Rzucił pracę w administracji służby zdrowia, ale bycie właścicielem sklepu też nie spełniało jego marzeń.
W tamtych czasach nakłady nie schodziły poniżej 10 tysięcy, a książki i tak były trudno dostępne. Dorastałem z książkami, dużo czytam, mam bogatą bibliotekę. Zawsze marzyłem o księgarni. Miałem kontakt z Zygmuntem Rabą, kolegą i rasowym księgarzem z Głuchołaz. Poznaliśmy się jeszcze w księgarni Domu Książki w Głuchołazach. Potem zmarła kierowniczka tej księgarni, a on ją przejął w prowadzenie, bo żadna z pracownic nie chciała się zdecydować. Wtedy jeszcze nie było prywatnych księgarni. Dopiero po 1989 roku wszystko się zmieniło i zacząłem się na poważnie interesować otwarciem swojej księgarni.

„Na Zapleczu” ruszyło 1 września 1992 roku. Na starcie bardzo pomogła Lidia Hamanowicz, wcześniej pracownica Domu Książki. Świeżo upieczony księgarz przeprowadził remont pomieszczenia kotłowni, które akurat zostało puste, bo w budynku zmieniono sposób ogrzewania. Pomieszczenie obstawił regałami po sam sufit, a książki przyniósł w dużej części ze swojego domu. Stały przodami do klienta, jedna obok drugiej, żeby zająć więcej miejsca na półkach.

Dziesięć lat później książek było już 5 tysięcy. Stały ciasno obok siebie, grzbiet przy grzbiecie na półkach, nawet w stosikach na podłodze. Nadszedł czas na remont kolejnych pomieszczeń, przenosiny do większego miejsca, ale tuż obok, na tym samym parterze, na tym samym zapleczu. I znów po kilku latach na półkach zrobiło się ciasno. Potem tłok zapanował na podłodze. Za namową syna – informatyka, Krystian Tyrała zainwestował w system informatyczny, dzięki któremu może błyskawicznie odnaleźć i dotrzeć do każdej z 15 tysięcy książek, nawet na najwyższych kondygnacjach regałów.

Książki

Na początku dwa razy w tygodniu, regularnie jeździł po nie do hurtowni. We wtorek do Wrocławia, w piątek do Katowic. Księgarze nad ranem ustawiali się sami w kolejki przed hurtowniami, żeby dostać coś dla swoich klientów. Książki drukowano w nakładach liczących dziesiątki tysięcy egzemplarzy, a pomimo tego stanowiły chodliwy i poszukiwany towar. Takie czasy były kiedyś, choć dziś pewnie trudno w to uwierzyć. Zwłaszcza tym, którzy likwidują piękne biblioteki po zmarłych babciach i dziadkach. Oni je kolekcjonowali z pietyzmem przez całe życie, dla wnuków to już tylko kłopot.

Potem przyszły zmiany. Hurtownie wysłały w teren swoich handlowych przedstawicieli i już nie trzeba było regularnie jeździć po nowości do dużego miasta. Nadszedł system komputerowy, dzięki któremu księgarz ma natychmiastowy dostęp do oferty zdecydowanej większości wydawnictw. Może zamawiać online i czekać aż jego konto przekroczy limit potrzebny do bezpłatnego dowiezienia. Wtedy następnego dnia około 14 grzeczny pan Zdzisław, kurier, puka do drzwi „Na Zapleczu”.
Za to liczba księgarni spadła. Zwłaszcza tych mniejszych, kameralnych. Sieciowe jeszcze sobie radzą. One zresztą mają inną ofertę: wiele egzemplarzy tych samych, najnowszych, najbardziej modnych bestsellerów, bo po takie przyjdą czytelnicy. Koneserom trudnej tam znaleźć coś rzadkiego. „Na Zapleczu”, jak większość małych księgarenek, oferuje bardzo wiele książek, nawet tych wydanych już lata temu. Za to w większości ma je po jednym egzemplarzu. Potem trudno samemu odbudować takie zbiory, bo hurtownie już nie mają takich książek. I tak Krystianowi Tyrale wykupują Hrabala, Prousta, Borghesa. A on sprzedaje. Taka misja, niech czytają.

Czytelnicy

Czasem jestem świadkiem wzruszeń - opowiada Krystian Tyrała. - Kilka dni temu sprzedałem książkę Antoniego Słonimskiego, relację z jego podróży po Rosji, wydaną w 1997 roku. 25 lat przeleżała u mnie na półce. Kupujący był przeszczęśliwy. Zapłacił 10 zł 70 groszy, piękna cena. Nie aktualizuję starych cen, choć dziś to nawet nie jest zwrot kapitału, nie licząc tylu lat magazynowania, marży. Książkę Słonimskiego kupił pan, który wiele lat temu wyjechał stąd na stałe do Niemiec, ale regularnie przyjeżdża do Polski. Bardzo ładnie mówi po polsku. Kiedy jest w Prudniku, odwiedza i mnie i za każdym razem coś kupuje. Przed rokiem zapytał, czy mam coś o modlitwie „Ojcze Nasz”, bo wybiera się akurat na rekolekcje do klasztoru kapucynów w Ratyzbonie. Poleciłem mu coś, kupił. Kiedy przyszedł kolejny raz podziękował, że bardzo okazała się przydatna.

Przychodzą „Na Zaplecze” osoby, które chcą swobodnie pobuszować między półkami, oglądając okładki, czytając przypadkowe zdania. Młodzi zaglądają po podręczniki albo książki specjalistyczne. Przychodzi dużo kobiet – byłych mieszkanek Prudnika, teraz na stałe w Niemczech. Kupują sporo, samych polskich autorów. Zabierają ze sobą książki do Niemiec. Chcą mieć kontakt z polską literaturą. Przychodzą babcie, które jadą w odwiedziny do swoich wnuków w Anglii, coraz bardziej zapominających ojczystej mowy. Chcą im kupić coś z polskiej literatury, żeby rozpaczliwie podtrzymać gasnące więzi. Zagląda ciągle pan Piotr. Pierwszy klient „Na Zapleczu”.

W pandemii czytelnicy przenieśli się bardziej z zakupami do Internetu. Młodzi dobrze radzą sobie z wyszukiwaniem i zamawianiem książek i często dostają za nie cenę jak w księgarni. Za starszych, mniej biegłych w komputerze albo po prostu zagonionych, robię to ja. Czasem prowadzę tu dyskusje o cenach na książki i upustach dla klientów. Klient nie rozumie, dlaczego w Biedronce widzi książkę za 4.99, a u mnie taka sama jest za 38. To go oburza. Dajemy 7 procent zniżki na kartę stałego klienta, ale tym, co przychodzą pierwszy raz i domagają się rabatu, tłumaczę, że za upust wysokości kilku złotych pewnie i tak mnie wyśmieje. A to jednak duża część mojego zarobku mojego brutto, nie licząc podatku i kosztów. Mało kto to rozumie.

Niektórzy proszą go, żeby im doradził, pomógł w wyborze czegoś do czytania. Przy kolejnej wizycie on pyta ich o wrażenia.
Jeden tytuł sprzedałem ponad w 220 egzemplarzach, bo go polecałem z pełnym przekonaniem („Wyznaję” Jaume Cabré). Ja się sam zachwyciłem tą książką, jej narracją, sposobem napisania. Przekład jest też bardzo dobry. I prawie nikt, komu to opowiedziałem, nie odmówił zakpu Jeden pan nawet zapowiedział, że jak się rozczaruje, to już nigdy do mnie nie wróci. Wrócił.

Świat bez książki

Od lutego tego roku ”Na Zapleczu” jest jedyną księgarnią w powiecie prudnickim. Po sąsiedzku w powiecie nyskim jest tylko jedna taka księgarnia. Zygmunta Raby, także emeryta, na Rynku w Głuchołazach. W większej Nysie w galerii handlowej działa sieciowa księgarnia, rodzinnych sklepów z książkami już nie ma. W Opolu zostały dwie małe księgarnie. Nawet stare gniazdo hurtowni z książkami przy ul. Robotniczej we Wrocławiu przestało istnieć. Hurtownie przeniosły się do internetu, a zbiory skupiają w centralnych magazynach.

Nie mam pretensji do ludzi, że nie czytają książek. Dla mnie książka zawsze była elitarna, nie masowa. Masowy klient zdarzał się u nas, gdy sprzedawaliśmy podręczniki, jako jedyna księgarnia w Prudniku. Kolejka stała aż na ulicę. Teraz mamy podręczniki tylko do szkoły średniej, bo w podstawowych są bezpłatne. Sam widzę, że książki drożeją, ale co mam powiedzieć matce, która dostaje 500 Plus, 300 złotych na wyprawkę i szkoda jej 30 złotych na podręcznik do religii?

Kończymy rozmowę. Jeszcze kilka godzin w księgarni i pan Krystian zamknie drzwi „Na Zapleczu”, po schodach pójdzie do mieszkania i z pietyzmem będzie odkurzał książki o starożytnym Rzymie. To prywatne zbiory, efekt własnych zainteresowań historią. Ustawi je na półkach w domowej bibliotece. Właśnie stary stolarz zamontował mu tam dwa dodatkowe regały.

Żona księgarza

Mogłem sobie pozwolić na taki tryb życia dzięki cierpliwości i wyrozumiałości małżonki – Krystian Tyrała wypowiada ostatnie swoje oświadczenie.

Ewa Tyrała staje w drzwiach księgarni, patrzy na męża i uśmiecha się szeroko. Jakby i ona czuła się spełniona.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Z pejzażu polskich miast i miasteczek znikają małe księgarnie. W cyfrowym świecie są misjonarzami słowa - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na prudnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto