Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przemek Kierpacz: Udało mi się w Nysie. Nie wracam do Londynu

Krzysztof Strauchamnn
Krzysztof Strauchmann
Spędziłem w Anglii wiele lat . Podobało mi się życie za granicą. O powrocie zdecydowała tęsknota za krajem, ale chciałem też spróbować ze swoją szkołą i klubem

Gratuluję sukcesu. Przed tygodniem zostałeś Zawodowym Mistrzem Polski federacji K1, która promuje mieszane sporty walki, oparte głównie o kick boxing i tajski boks.
Walczyłem na gali w Kłodzku z Bartoszem Hasse z Nowej Soli i wygrałem na punkty w kategorii do 65 kilogramów wagi. Walczyliśmy trzy rundy po trzy minuty, co jest typową walką dla K1. To była dla mnie pierwsza walka w Polsce. Większość walk do tej pory stoczyłem w Anglii, ale też na Malcie. Już jako zawodnik nyskiego klubu KO Bloodline Gym Nysa w październiku ub. roku walczyłem w Pucharze Europy w Pradze gdzie zdobyłem trzecie miejsce.

Jak zakwalifikowałeś się do walki o Mistrzostwo Polski?
Promotorzy i organizatorzy walk typują zawodników do walki o tytuł. Ta kategoria jest bardzo popularna, wielu zawodników w Polsce uprawia ten sport.

Zwycięstwo wiąże się dla ciebie z nagrodą finansową?
Już przed walką wiemy, ile dostaniem za walkę. To nie są duże pieniądze, ale wystarcza na sfinansowanie przygotowań, odżywek. Jakoś rekompensuje zainwestowane pieniądze.

Walka była dużym stresem? Nastawiałeś się na sukces?
Zawsze nastawiam się na zwycięstwo i to jest mój priorytet. Wiem, że muszę ciężko trenować, przyłożyć się do pracy w okresie przygotowawczym. A kiedy jestem dobrze przygotowany, kiedy mogę dać z siebie wszystko, to oczekuję zwycięstwa. Sprawdzałem też wcześniej sposób walki mojego przeciwnika. Dziś w internecie na Youtube można znaleźć wszystko, tak więc obejrzałem sobie nagrania z jego walk, zorientowałem się jaki ma styl i czego mogę się po nim spodziewać.

Masz promotora, który organizuje ci walki?
Po przyjeździe do Polski na razie nie mam takiej osoby. Muszę sam o to zabiegać. Udało mi się zdobyć propozycję walki na gali w Kłodzku. Wygrałem i mam teraz punkt oparcia, atut. Ale muszę być aktywny w dalszych poszukiwaniach, bo zawodników i klubów jest bardzo wiele. Trzeba być na bieżąco, funkcjonować w środowisku, ponieważ promotorzy zapraszają tych, których znają choćby z zawodów, poprzez trenerów czy kluby.
Przed niecałym rokiem wróciłeś do Nysy z Anglii, gdzie spędziłeś poprzednie 9 lat. Prowadzisz własną szkołę i klub.

Jak ci idzie?
Bardzo dobrze. Od dawna marzyłem i planowałem, żeby w Nysie otworzyć klub i szkołę sportów walki. Udało się. Chętnych nie brakuje, na treningi przychodzi sporo osób dorosłych i dzieci. Trenujemy dzieci w wieku od 5 do 12 lat i w drugiej grupie wszystkich od 13 roku w górę, razem z dorosłymi. Parę osób trenuje solidnie, systematycznie i niedługo będą mogły wystąpić na zawodach. Jedni przychodzą po to, żeby spalić zbędne kalorie, schudnąć. Inni chcą powalczyć w ringu, spróbować swoich sił, zmierzyć się z przeciwnikiem. Generalnie jednak wszyscy chcą trenować i dobrze się bawić.

Trudno jest przebić się na rynku z taką działalnością jak twoja?
Mnie się udało. Rozpocząłem prowadzenie klubu w trudnym okresie, bo tuż przed wakacjami, ale od pierwszego treningu pojawiło się stałe grono chętnych. Bazujemy na K1 i na boksie tajskim muay thai. Zajęcia prowadzę sam.

Twoje tytuły mistrzowskie przyciągają chętnych?
Nie pytałem, ale myślę, że tak. Wiem jednak, że zajęcia się podobają, dlatego uczestnicy polecają je kolejnym znajomym. Każdy ma swój sposób pracy. Ja miałem okazję jeździć na różne treningi w Anglii, poza Anglią. Obserwowałem, jak to jest organizowane za granicą. Staram się wypracować swój styl prowadzenia treningów. Jestem wymagający. Treningi u mnie są ciężkie, z uczestników spływa pot. Mówię, że to „zajazd”, ale każdy dostosowuje tempo treningu do swoich możliwości. Ktoś zmęczony robi to samo, ale wolniej. Ja od siebie też wymagam. Uczestniczę w zajęciach tak jak każdy inny.

Chciałbyś zorganizować profesjonalną galę sportów walki w Nysie?
W przyszłości na pewno tak. Wierzę, że zainteresowanie widzów by było. Walczyłem poza Nysą i widziałem, że wielu chętnych i kibiców wyjeżdża na takie sportowe imprezy z naszego miasta.

Po spędzeniu w Nysie 9 miesięcy nie żałujesz decyzji o powrocie?
Na razie nie zamierzam wracać. Staram się podejmować decyzję tak, żeby ich nie żałować. Na dziś nie żałuję, że wróciłem, ale zobaczymy, co będzie dalej. Prowadzę szkołę i to jest dla mnie źródło utrzymania. Nie pracuję nigdzie dodatkowo. Skupiam się na rozwijaniu klubu.

Czy w gronie twoich znajomych, Polaków w Londynie, ktoś jeszcze zdecydował się wrócić do kraju?
Większość została za granicą. Nie znam przykładu kogoś innego, poza mną. To jest trudna decyzja. Spędziłem w Anglii wiele lat, życie tam mi się podoba, ale ciągnęło mnie tutaj. Po części przeważyła tęsknota za krajem, rodzina która tu została. Musiałem przyjechać i spróbować. Podjąć nowe wyzwanie.

Miałbyś szansę otworzyć taką szkołę sztuk walki w Londynie?
Myślę, że tak, ale musiałbym znaleźć dobry rejon, gdzie nie ma jeszcze zbyt wielu klubów tego typu. Przez pewien czas pomagałem w Londynie prowadzić zajęcia i prowadziłem ćwiczenia na siłowni. Obracałem się wśród trenerów. Gdybym tam został, to pewnie dalej próbowałbym działać w tym kierunku, ale chciałem się przenieść tutaj.

Gdzie jest łatwiej zorganizować własną firmę? W Nysie czy w Londynie?
Chyba jednak w Londynie. Tam nie ma tylu formalności. Otwarcie i prowadzenie działalności gospodarczej jest dużo łatwiejsze. W Nysie było ciężko, załatwienie każdej sprawy wymagało czasu i chodzenia, aż się coś „wychodzi”. Ale czułem wsparcie znajomych i przede wszystkim rodziny. Z mojej klasy szkolnej większość została w Polsce, a wiele osób mieszka w Nysie.

Władze w Nysie mówią dużo o wsparciu dla młodych małżeństw, dla ludzi wracających z zagranicy. Poczułeś takie wsparcie na swoim przykładzie? Masz przecież dwoje dzieci, czy więc korzystasz z nyskiego bonu wychowawczego?
Nie. Dotychczas nie korzystałem z tego. Gdybym wiedział, gdzie się zwrócić po pomoc, do kogo przyjść, to pewnie bym to zrobił. Przynajmniej bym poszedłbym i się zapytał.

Przemek Kierpacz - zawodnik i trener mieszanych sportów walki, zawodowy mistrz Polski federacji K1. Jest Absolwentem liceum w Nysie. Po maturze wyjechał do Anglii, gdzie zainteresował się sztukami walki i zaczął regularne treningi. Zdobył tam tytuł Międzynarodowego Mistrza Anglii w K1 czyli mieszanych sztukach walki. Jego życiowa partnerka także pochodzi z Nysy. Mają dwoje dzieci w wieku 6 i 1,5 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nysa.naszemiasto.pl Nasze Miasto